I'm not a robot

CAPTCHA

Privacy - Terms

reCAPTCHA v4
Link



















Original text

Wczoraj uczestniczyłem w szkoleniu „na żywo”. Ostatnio ta część mojego życia trochę przygasła. Praca mocno przeniosła się do przestrzeni Internetu. Moje zainteresowania poznawcze i edukacyjne znajdują ujście również w formacie on-line. Bardzo chciałem wziąć udział w wydarzeniu na żywo, z ludźmi, których można zobaczyć i dotknąć. I dostałem taką szansę. Zupełnie przypadkowo i niespodziewanie trafiłam na prezentację metody psychologicznej, która pozwala zdiagnozować problem klienta, że ​​tak powiem, poszukać, skąd „wyrastają nogi”. Ale nie chodzi o metodę, ale o to, jak bardzo my, psychologowie, rozumiemy i słyszymy klientów. Jeszcze przed rozpoczęciem szkolenia jedna kobieta (nie psycholog) zaczęła dopytywać, co to za metoda, jak działa, co daje. Historia prezentera była bardzo niejasna. Nie wiem, co ta kobieta wyniosła z wyjaśnień, ale utkwiło mi w głowie tylko jedno sformułowanie „integralne podejście”. Zrobiło się bardzo smutno. To, że ta dwójka mówiła różnymi językami i nigdy się nie zrozumieli, było oczywiste od pierwszej minuty. Nie była zbytnio zainteresowana „podejściem integralnym”, ale chciała poprawić relacje w rodzinie. Odpowiedź brzmiała, że ​​w swoim życiu ma dokładnie to, czego chce. Kobieta zaczęła desperacko stawiać opór i się bronić, twierdząc, że wszystko jest całkowicie nie tak. W tym momencie zamarłam w oczekiwaniu. Ta wymiana zdań trwała jakiś czas, aż w końcu każdy mógł wyrazić swoją opinię. Po spokojnym przesiedzeniu pierwszej godziny szkolenia kobieta wyszła bezpiecznie. W związku z tym przypomniałam sobie, jak kilka dni temu kupiliśmy z mężem monitor. Przekątna i przedział cenowy zostały ustalone z góry. Postanowiliśmy szybko uporać się z tym zadaniem, pojechaliśmy do pierwszego sklepu komputerowego, zabraliśmy go i wyszliśmy. Niemniej jednak musiałem odwiedzić kilka sklepów. Wiesz dlaczego? W jednym byliśmy obciążeni parametrami technicznymi i całkowicie zatraciliśmy się w obfitości prezentowanego towaru. W innym napisali: „Wszystko jest na wystawie, wybieraj”. Ale w trzecim młody człowiek wysłuchał naszych życzeń, polecił konkretny model i opowiedział o nim przystępnym językiem. Mąż zadał jeszcze kilka pytań, odpowiedzi były proste i jasne. Najważniejsze, że wcale nie mam zdania, że ​​chłopak nic nie rozumie z technologii, wszystko jest zupełnie odwrotnie. Drodzy i szanowni koledzy, przestańmy zachowywać się jak sprzedawca w pierwszym sklepie, zejdźmy z dołu. szczyty naszej wiedzy zwykłym ludziom z ich problemami. W końcu klienci przychodzą do nas nie po to, żeby przekonać się, jacy jesteśmy mądrzy, ale po to, żeby rozwiązać ich istotny problem. Przekazuj swoją wiedzę ludziom prostym, ludzkim językiem! Często pamiętajcie słowa Alberta Einsteina: „Jeśli nie potrafisz wyjaśnić czegoś prostymi słowami, oznacza to, że nie do końca to rozumiesz”.».